Edward hr. Poniński
herbu Łodzia, zawołanie „Talis
vita" („Takie jest życie")
„Wszystko choćby i przypadkowe winno być zrobione na Chwałę, nie
mówię na chwałę
znikomą, lecz na chwałę wieczna, nieznikomą"
(Ponińscy 1641 r.)
Wpis Edwarda do kościeleckiej książki pamiątkowej w 1936 r.
Edward Poniński urodził
się 1 lipca 1887 roku w Kościelcu,
w głęboko wierzącej rodzinie katolickiej. Ojcem jego był Adolf
Poniński (1855-1932), matką Zofia z
Hutten - Czapskich, herbu
Leliwa (1860-1929). Był
prawnukiem Stanisława Kostki Ponińskiego
(1781-1847), wnukiem Bolesława (1814-1887), bratankiem Alfreda
(1840-1915) proboszcza kościeleckiego,
bratem Alfreda dyplomaty (1896-1968). Ojciec jego
Adolf, właściciel dóbr Kosaciec,
Dziarnowo, Leszczyce i
Żerniki w powiecie inowrocławskim
oraz Piotrkowice w powiecie
strzelińskim, był
m.in. posłem na sejm
poznański w 1900 roku,
marszałkiem pierwszego poznańskiego
sejmiku wojewódzkiego
(1922-1923), współzałożycielem i
prezesem
wielu organizacji ziemiańskich i rolniczych w Wielkopolsce, członkiem
Wielkopolskiej Izby Rolniczej i
Sejmiku Poznańskiego Ziemstwa
Kredytowego. Edward dzieciństwo
spędził w Kościelcu. Dzieci
Adolfów, były chowane
w dyscyplinie i skromności, w cieple rodzinnym i w wielkim
szacunku dla prawdziwych wartości i ideałów
związanych z tradycją.
W domu dużą rolę w wychowaniu dzieci odegrała
ich niania, pani Kazimiera
Bresińska, osoba bardzo pobożna i
przywiązana do rodziny, u której dzieci zawsze znajdowały serce
i przystań w wypadku jakiś burz i dziecinnych nieszczęść. Gdy dzieci
dorosły, a ona była już emerytką,
nadal mieszkała w domu w Kościelcu, wraz
z córką Marią i Stanisławą
Gzowską, córką byłej nauczycielki
dzieci (Anna Gzowska, zm.1917 r.;
pochowana przy kościele,
przyp. ks.
M.K.). Duży wpływ na
atmosferę domową i system wychowawczy miał ks. prałat Alfred
Poniński (1840 -1915), który był
proboszczem graniczącego z ogrodem
kościoła w Kościelcu. Był to
prawdziwie święty człowiek,
spowiednik wszystkich dzieci i
ich katecheta.
W rodzinie chrzcił,
błogosławił śluby itp. Zmarł w
1915 roku na raka przełyku,
(właściwie z głodu), bez
słowa skargi. Edward Poniński uczył
się w gimnazjum w Inowrocławiu, a
maturę zdał w Poznaniu. Następnie
studiował rolnictwo na uniwersytecie
w Louvain
(Belgia) oraz na Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie - jako
student nadzwyczajny Wydziału
Rolnego, obejmującego Organizację i Taksację Gospodarstw Rolnych. Od
1912 roku zarządzał
własnym majątkiem Piotrkowice,
który otrzymał od ojca. Tam po raz pierwszy
na Kujawach zaprowadził nowoczesną metodę stałego
pozaoborowego wychowu bydła na
pastwiskach, w ogrodzonych kwaterach
przemiennie
użytkowanych, gdzie od wiosny do jesieni
bydło było kolejno wypasane. Tu
rodziły się cielęta, które osiągały wspaniale
rozmiary i odporność. Założył on także na nieurodzajnych
torfowych łąkach stawy rybne.
Zaopatrywał je
w wodę z pobliskiej rzeczki,
którą, według swego pomysłu,
ciągnął ślimakiem. Ślimak
napędzany był siłą wiatru, na
sposób holenderski przy pomocy
wiatraka. Żyzny kujawski
czarnoziem, dobrze uprawiony,
dawał rekordowe zbiory pszenicy i
buraków cukrowych. Edward wiele
czytał: interesując się
szczególnie wiedzą przyrodniczą,
którą przekazywał rolnikom w
czasie swojej pracy na niwie społecznej. W latach 1918-1920 służył
ochotniczo w Wojsku Polskim jako adiutant generała Kazimierza
Raszewskiego w Dowództwie Okręgu
Generalnego VIII - Prusy. W wieku 32 lat, 21 października 1919 roku,
zawarł związek małżeński z 21-letnią
Anielą Komierowską z Krakowa.
Młodzi po ślubie zamieszkali w
Piotrkowicach. Po kilku miesiącach urlopu Edward powrócił do
wojska. Gdy w 1920 roku zbliżała się nawała bolszewicka był we
Włocławku, a jego żona oczekiwała pierwszego dziecka.
Szczęśliwie, już po „cudzie nad Wisłą",
29 sierpnia 1920 roku przyszła na
świat w
Piotrkowicach pierwsza córka - Weronika.
W następnym roku, 10.10.1921 roku
urodziła się Anna, a 4.01.1923 roku urodziła się Zofia,
zaś 26.06.1924 roku - Irena. W
dwa lata później 26.05.1926 roku piąta już córka, Maria. Oczywiście
Edwardowie pragnęli bardzo mieć syna, ale zawsze z wielką radością
witali każdą, następną córkę. Po
pięciu córkach przybył Edwardom upragniony syn, Antoni urodzony
19.09.1927 roku (umarł 29.04.1983 roku). Szósta córka Helena
przyszła na świat w klinice w Poznaniu 15.08.1934 roku. Siódme
dziecko,
a drugi syn Stanisław urodził się w kwietniu 1937 roku w
Kościelcu, żył niecałe dwa lata,
zmarł 7.12.1938 roku: nie słyszał.
Po wyrzuceniu Anieli z Kościelca przez
Niemców, urodził się w
Tarnobrzegu 16.04.1940 roku trzeci
syn Edward, pogrobowiec, dziewiąte
dziecko Edwardów. Ale wróćmy do 1929 roku, w którym umarła Zofia,
żona Alfreda. Po jej śmierci
Edward zaczął pomagać ojcu w prowadzeniu interesów
i w roku następnym przenosi się wraz z rodziną z Piotrkowie
do Kościelca. Było to konieczne,
ze względu na stan zdrowia Adolfa. Majątek
był ogromnie zadłużony, z powodu pomocy finansowej, której
Adolfowie za życia udzielali dwom
córkom, siostrom Edwarda. Gdy w
sierpniu 1932 roku umarł ojciec
Edwarda, cały ciężar długów wraz z odziedziczonym
Kościelcem (855 ha), folwarkami
Dziarnowo (333 ha)
i Leszczyce (263 ha; łącznie
z
Piotrkowicami około 2000 ha) spadł na syna.
Kościelec legowała Adolfowi
jako fideikomis jego
ciotka, a zarazem chrzestna matka, Rozalia z Ponińskich
2/v Łączyńska, co oznaczało, że
ziemi nic wolno umniejszać i sprzedawać,
jako i kosztowności należących do
fideikomisu. Gdy w 1885 roku
Rozalia zmarła, Adolf sprzedał
Żerniki, gdzie mieszkał wówczas
z rodziną, kupił w to miejsce Piotrkowice i przeniósł
się do Kościelca. Edward zdawał
sobie sprawę, ze już do śmierci
nie zazna spokoju, bo czeka go ciężka walka o uratowanie
tej ziemi. Nie mógł drogą sprzedaży
części ziemi
podratować interesów majątku, ale
i nie chciał tego, bo ziemia przekazywana
z pokolenia na pokolenie była rzeczą
świętą. Nie mógł wtedy
jednak przewidzieć, że straci ją
za okupacji niemieckiej i życiem przypłaci
jej posiadanie. Edward
odziedziczywszy Kościelec zaczął
odnawiać jego XII - wieczny
kościół parafialny, który stał
tuż przy dworze.
Trudne lata kryzysu jak i
następne, upływały
Edwardom na nieustannej pracy nad utrzymaniem majątku. Dbali o
potrzeby zatrudnionych w majątku pracowników i o należyte
i sprawiedliwie ich
wynagradzanie. Pomagali również ludziom potrzebującym
we wsi i w okolicy. Włączali się
w sprawy Kościoła w Polsce. Jako
kolatorowie dbali o potrzeby parafii i
kościeleckiego
kościoła. Równocześnie
musieli utrzymać własną, liczną rodzinę oraz emerytów
mieszkających
we dworze. Edward dużą cześć
swego czasu poświęcał pracy społecznej. Był aktywnym członkiem Towarzystwa
Rolniczego Inowrocławsko -
Strzelińskiego. Na jego
forum wygłaszał liczne referaty
i odczyty (m.in.; „Torf, jego
eksploatacja i użycie"; „O posiedzeniach
i uchwałach Ziemstwa Kredytowego").
Walczył o stworzenie silnego
politycznego stronnictwa rolniczego,
do którego należeliby
ziemianie i włościanie. Chodziło
o zbliżenie tych dwóch warstw
społecznych. Towarzystwo Rolnicze
animowało tworzenie i rozwój
kółek rolniczych, które
miary na celu nic tylko działalność gospodarczą,
ale również kulturalną i oświatową. Towarzystwo Rolnicze
zostało przekształcone
na Wielkopolskie
Towarzystwo Kółek
Rolniczych (WTKR). Edward
Poniński był wiatach
1920-38
wicepatronem, a później patronem wspomnianego
WTKR w Inowrocławiu. Przez 18 lat
niestrudzonej pracy społecznej ogromnie przyczynił się do rozwoju
kółek rolniczych. Działalność Edwarda
obejmowała również
kwestie
robotnicze, sporne
problemy kas chorych i wiele
innych zagadnień, jak np. elektryfikacji
powiatu inowrocławskiego, o którą
walczył w konkretnych
działaniach. W 1921 wicepatronat
inowrocławski skupiał 13 kółek
rolniczych z 580 członkami.
Organizowano wielkiej wagi akcje
dotyczące aprowizacji miast i
pomocy niezamożnej ludności. Jeszcze
w tym samym roku 1921, w wyniku
odpowiedniej
uchwały więksi właściciele ziemscy
dostarczyli na cele dobroczynne
dla ubogich 6630 cetnarów żyta
oraz gotówkę w wysokości 637 751 marek, a ubożsi rolnicy odstawili
1233 cetnarów żyta. Ogólna wartość dobrowolnej
ofiary rolników na chleb dla
ubogich wynosiła 26 122 751 marek, przy czym działania te
kontynuowano w następnych latach. Każdego roku przybywały
nowe kółka rolnicze (w 1922: w
Parchaniu, Murzynnie, Grabiu i Złotnikach Kujawskich).
Na walnym zebraniu 1 czerwca
1924 r. potępiono krzywdzącą
politykę rządu wobec rolników
postulując jedną, silną
organizację rolniczą, zdolną, wywalczyć dla siebie sprawiedliwe
prawa. Wysłano w tym celu rezolucje do Centralnego
Towarzystwa Gospodarczego,
Związku Producentów Rolnych oraz Patronatu Kółek Rolniczych, która
domagała się przyspieszenia fuzji
tych trzech zrzeszeń w jednolitą organizację rolniczą. W listopadzie
1927 Zarząd Powiatowy WTKR w
Inowrocławiu rozciągał swą działalność na cztery powiaty, gdzie
istniało 21 kół, które miały 700 członków płacących składki.
Prezesem WTKR w Inowrocławiu był niezmiennie Edward Poniński. W 1928 r. liczba
członków WTKP zwiększyła się do
1131, a liczba kółek wzrosła do
23. W tym roku podjęto uchwalę mającą na celu obronę interesów
hodowców trzody chlewnej i zwrócono się z prośbą do Ministra
Rolnictwa w Warszawie o
udzielenie rolnikom pomocy w zakresie
budowy własnego zakładu przetworów mięsnych i produkcji bekonów na
eksport. W zakres działań prezesa
Ponińskiego wchodziły też melioracje gruntów,
zaopatrzenie w maszyny rolnicze,
ubezpieczenia od ognia i gradu.
21 lutego 1930 r. walne zgromadzenie Rady Powiatowej WTKR wybrało
ponownie jako prezesa E. Ponińskiego. W związku z ogólnym kryzysem
gospodarczym rozpoczęła się walka o wykorzystywanie środków
żywnościowych pochodzenia krajowego oraz popieranie w pierwszym
rzędzie polskiego przemysłu,
handlu i rzemiosła. Rok 1931 charakteryzował
się podjęciem stanowczych wysiłków dla osiągnięcia oszczędności w
gospodarce państwowej oraz wydatnego zmniejszenia budżetu instytucji
komunalnych i ubezpieczeń społecznych. Próbowano też
doprowadzić do gruntownej reformy ustawodawstwa dotyczącego
produkcji i wymiany w rolnictwie. W 1932 r.
Edward Poniński zostaje wybrany na delegata do sejmiku
Wojewódzkiego w Poznaniu, a od
1933 r. jest członkiem Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Poznaniu. W
tym okresie utworzono także w powiatowym WTKR - Sekcję Osadniczą,
która zajmowała się rodzinami przesiedlonymi do Wielkopolski z
innych części kraju. Przy WTKR powstało też Towarzystwo Hodowców
Konia Szlachetnego. WTKR udzielało rolnikom pomocy w otrzymywaniu
kredytów na ziarno siewne, współdziałało
w akcji oddłużeniowej, starało
się o zapomogi i obniżenie
podatków dla osób dotkniętych suszą. Również w roku 1933 E. Poniński
został wybrany prezesem Rady Powiatowej WTKR w Inowrocławiu,
10 października 1938 r. za 18-letnią
pracę na stanowisku wicepatrona
prezesa powiatowego WTKR Rada mianowała Edwarda Ponińskiego jej
honorowym prezesem. I kiedy zdawało się, że sprawy zaczęły się jakoś
układać, dnia 1 września 1939 roku Niemcy napadli na Polskę i
wybuchła II Wojna Światowa! Przez
Kościelec przewijały się fale uciekinierów z nad granicy
niemieckiej oraz wiele osób z rodziny. Panikę tę wywołała
wkraczająca armia hitlerowska, która mordowała cywilną ludność.
Edwardowie Ponińscy przyjmowali
wszystkich, w ogromnych kotłach gotowano dla nich strawę. Edward
postanowił wysłać rodzinę do Kazimierzy Wielkiej, oddalonej o 20 km
od Kościelca, do
Mańkowskich krewnych
Ponińskich, by tam rodzina
przeczekała co najgorsze, a sam został w
Kościelcu, mimo iż polski wywiad ostrzegał go przed wojną, że
Niemcy będą aresztować wszystkich właścicieli ziemskich. Niestety
nie było to szczęśliwym rozwiązaniem.
Mańkowscy wyjechali z Kazimierzy, bo w ich lasach
zorganizowano punkt lotnictwa wojskowego. Wojsko Polskie poleciło
rodzinie Edwarda natychmiast opuścić Kazimierze
i wędrować w kierunku Warszawy. Zaczęła się ciężka wędrówka szosami
wypełnionymi uciekinierami, często pod nalotami, kiedy zatrzymując
konie
trzeba było leżeć w rowach. Wielu
ludzi w swojej ucieczce dojechało aż do granicy
z Rosją i 17 września
dostało się pod okupację wkraczających wojsk radzieckich. Ale żona
Edwarda uznała, że ta ucieczka nie ma sensu i zatrzymała się u
sióstr Zmartwychwstanek w Mocarzewie,
pod Kutnem, nie przewidując, że Kutno i okolica
zostaną otoczone przez Niemców i
będą tam trwały ciężkie walki. Rodzina Edwarda cudem przeżyła walki,
oblężenie, klęskę walczących wojsk polskich oraz wkroczenie Niemców.
W pierwszych dniach października wszyscy wrócili do Kościelca.
Wielka była radość ze spotkania i ponownego połączenia się rodziny,
zastanawiano się nad przyszłością,
ale nikt nie miał wtedy pojęcia o tym, że
można bezprawnie wyrzucić z
własności i wyniszczyć bestialsko ludność polską. W dniu 12 października
1939 r. Edward został zaaresztowany
i osadzony w więzieniu w Inowrocławiu w charakterze
zakładnika. W nocy z 22/23 października 1939 r. wstrząsnęła całym
Inowrocławiem nocna strzelanina dochodząca z więzienia: to pijany
starosta, zbrodniarz i bandyta niemiecki Hirschfeid wraz z towarzyszami
postanowił zabawić się strzelaniem do zakładników tam więzionych.
Wymordowano wtedy ok. 70 więźniów
- zakładników, a wczesnym rankiem, dnia 23 października wywieziono
ich umęczone ciała poza mury
wiezienia i pogrzebano w rowach przeciwlotniczych. Wtedy to zginął
wraz z innymi więźniami śmiercią męczeńską Edward Poniński.
Po wojnie, w 1945 r. odnaleziono zwłoki, które zostały ekshumowane.
W odległości ok. 50 m. od gmachu więzienia, znajdowały się w 1939 r.
rowy przeciwlotnicze, do których
współwięźniowie byli zmuszani wrzucać ciała pomordowanych.
Odkopywaniem zwłok zajmowała się grupa jeńców niemieckich. Po 6
latach pozostały tylko szczątki kości, czasem kawałki materii czy
obuwia, i metalowe przedmioty.
Kilka osób zostało zidentyfikowanych,
m.in. Edward
Poniński. Aniela
Ponińska tak opisuje rozpoznanie
szczątków zwłok swego męża: „
...Komisja sądowa wezwała rodziny pomordowanych do rozpoznania
zwłok, a raczej szczątków swoich
bliskich, bo po tych sześciu
latach nie było już śladu żadnego ubrania, poza szczątkami obuwia.
Pozostały tylko kości, miejscami powleczone jeszcze jakby gliną.
Przybywszy na miejsce, bardzo dokładnie zaczęłam badać każdy
szczegół poszczególnych szczątków zwłok, ułożonych na brzegu odkopanego rowu. Każdą
osobna czaszkę trzeba było nieraz składać, szukać śladów włosów,
daremnie śladów ubrania. Wszystkie te biedne, umęczone głowy miałam
w ręku i nagle, gdy
zbliżyłam u jednej z nich szczękę
do czaszki, zobaczyłam jakby znany mi uśmiech mego męża. Znalazłam
też parę włosów i kawałek obuwia, świadczący o jego wymiarze.
Zwróciłam się do sędziów, prosząc, by te zwłoki złożono do osobnej trumny, jako rozpoznane przeze mnie. Sędziowie
oczywiście się zgodzili, nie
wierząc jednak zapewne, żeby rozpoznanie osoby w tych szczątkach,
było możliwe. Zawołano jeńca, aby zwłoki złożył do trumny i oto w
chwili, gdy on podnosi tors, natrafił palcem na coś ostrego, co
okazało się być złotym krzyżykiem wiszącym na srebrnym łańcuszku,
wraz z medalem sodalicyjnym!
Byłam wstrząśnięta widząc tę
znaną mi pamiątkę, bardzo szczęśliwa, że
mam pewność co do tego, że to jego pochowam w grobowcu ojców". Tymczasem
w Inowrocławiu urządzono pogrzeb tych
[ok.] 70-ciu hitlerowskich
ofiar. Trumienki złożono we wspólnym grobie, nie zasypując ich
jednak tymczasem ziemią. Udałam
się wtedy do władz, prosząc, by mi wydano trumny
ze zwłokami mego
męża. Poprosiłam mleczarza, który woził mleko z majątku
kościeleckiego, aby wracając
zabrał mnie z trumną do
Kościelca. Tam proboszcz
odprawił żałobne nabożeństwo i złożyłam zwłoki mego ukochanego męża
do niszy w grobowcu pod kościołem, przygotowanej dla nas przez
niego. Małą trumienkę. W sobotę 20 października 1945 roku młodzież
inowrocławska przeniosła na swoich barkach trumienki ze szczątkami
inowrocławskich męczenników na podium u stóp krzyża, które ustawiono
na rynku koło gmachu KKO. Po
odmówieniu modlitw i przemówieniach, długi pochód z zapalonymi
pochodniami, przeszedł przez główne ulice trzymali
żołnierze, harcerze, milicja, a
przed trumnami defilował cały Inowrocław oddając w milczeniu hołd
ofiarom najeźdźców. W niedzielę 21 października odbył się pogrzeb
inowrocławskich męczenników, w kwaterze wojskowej, na cmentarzu
Matki Boskiej. W pogrzebie wzięło udział ponad 25 tysięcy osób.
Ks. dziekan
Filipiak przemawiając nad
trumnami powiedział; „Skarb jaki zawierają te trumny, to najdroższy
narodowi - klejnot, który ma wieczną wartość i najwyższą cenę. Nie
rozpaczać nam dziś wypada, ale być dumnym, że naród nasz stać na
taki skarb, że z ludu kujawskiego wyszli tak wielcy męczennicy za
Polskę". Kompania honorowa zaprezentowała broń. Trębacz zagrał
hejnał wojska polskiego. Salwami ognia żegnało Wojsko Polskie
wiernych synów ojczyzny, a
orkiestra - zagrała Mazurek Dąbrowskiego - Jeszcze Polska nie
zginęła! I nie zginie jeśli takich ma synów! W poniedziałek 22
października odbyła się uroczysta Akademia żałobna w Teatrze
Miejskim. W krótkim przemówieniu, ks.
Handtke, były więzień Oświęcimia powiedział, że w obliczu
męczeńskiej śmierci najlepszych synów Kujaw wszyscy wytrwałą pracą
powinni zdążać do pomnożenia tego wszystkiego, co oni zbudowali. Po
części artystycznej orkiestra odegrała hymn narodowy. We wtorek 23
października, w rocznicę potwornego mordu w więzieniu odbyły się
nabożeństwa żałobne we wszystkich
świątyniach miasta o spokój dusz męczenników.
W kaplicy więziennej zgromadziły się rodziny pomordowanych. Msze
św. odprawił ks.
Misiak z Mogilna, były
współwięzień ofiar.
|