Z pasją czytane książki,
również w obcych językach, których bardzo wcześnie uczono dzieci,
poszerzały jej horyzonty. Wychowanie było religijne, bez egzaltacji,
ale i nie szablonowe. Aniela była wszechstronna: uczyła się też
muzyki, śpiewała. Organizowała przedstawienia amatorskie, brała
lekcje tańca. Szyła i haftowała. Świetnie
grała w tenisa. Zarabiała wraz z rodzeństwem, zbierając w ogrodzie
kasztany i sprzedając je na krochmal. Dwa lata przed I Wojną
Światową wstąpiła jako aspirantka do Sodalicji Pań Wiejskich i
zaczęła z ożywieniem prowadzić pracę społeczną wśród dziewcząt w Rząsce. W okresie ogólnych przemian ekonomicznych rodzina
Komierowskich miała duże trudności finansowe, które wywarły wielki
wpływ na rozwój dzieci: uczyły się one oszczędności, solidarnie
przejmowały się troskami i kłopotami rodziców, szanowały ich
pieniądze. 1 sierpnia 1914 roku rozpoczęła się I Wojna Światowa. Bliskość rosyjskiej granicy i fortów krakowskich zmusiła Komierowskich do przeprowadzenia się z Rząski do Krakowa, gdzie
pozostali do końca wojny - choć inni uciekali na zachód. (Próba
zdobycia Krakowa przez Rosjan 8 grudnia 1915 nie powiodła się). W
tym czasie Aniela uczęszczała na wykłady z ogrodownictwa na Studium
Rolniczym UJ i odbywała praktykę w Glince pod Krakowem. Po
ukończeniu Studium, przeszło rok pracowała bezinteresownie w biurze
Czerwonego Krzyża. W latach 1916-1917 Anielę nadal pochłaniała praca
społeczna. W 1918 r., po zakończeniu I Wojny Światowej, wyjechała na
roczną praktykę ogrodniczą w poznańskie do Antonina, majątku
Stablewskich. Tam poznała Edwarda Ponińskiego i zakochała się w nim
ze wzajemnością. Służył on wówczas w wojsku polskim jako ochotnik.
21 października 1919 roku młodzi zawarli związek małżeński w
kościele Karmelitów w Krakowie i po ślubie zamieszkali w
Piotrkowicach, majątku Edwarda. W 1920 r. zbliżała się do Warszawy
nawała bolszewicka. Edward pozostawał w wojsku, a Aniela oczekiwała
pierwszego dziecka, które urodziło się 29.08.1920 w Piotrkowicach.
Była to córka Weronika. W bitwie pod Warszawą, zwaną „cudem nad
Wisłą" bolszewików odparto. W tym czasie, w Krakowie, matka Anieli
sprzedała kamienicę, aby utrzymać troje najmłodszych z rodzeństwa.
Chcąc bowiem zabezpieczyć rodzinę, ciężko chory na serce ojciec
Anieli sprzedał w 1915 r. Rząskę i kupił w to miejsce 2 kamienice w
centrum Krakowa. Konstanty umarł 1 maja 1916 r. Nagła dewaluacja
pozbawiła wartości pozyskane za kamienicę pieniądze, to też
Edwardowie zaczęli pomagać rodzinie Anieli. Tymczasem z każdym
rokiem, przybywało im dzieci: w Piotrkowicach w 1921 roku przyszła
na świat - Anna, w 1923 roku urodziła się - Zofia , w 1924 roku -
Irena, w 1926 roku piąta córka - Maria. W 1927, jako 6-te dziecko,
urodził się syn. Antoni, w Poznaniu, gdzie również w 1934 roku
przyszła na świat szósta córka - Helena. Następnie było dwóch synów:
Stanisław, który urodził się w 1937 r. w Kościelcu i żył niecałe dwa
lata oraz Edward, pogrobowiec, 9-te dziecko, urodzony w Tarnobrzegu
w 1940 r. W 1929 r. po śmierci matki Edwarda młode małżeństwo
przeniosło się do Kościelca, gdzie w 1932 roku umarł ojciec Edwarda.
Odziedziczony przez syna majątek był mocno zadłużony, ale przez
testament Rozalii Ponińskiej, 2/v Łączyńskiej obwarowany był zakazem
sprzedawania ziemi i kosztowności (fideikomis). Aniela
pragnęła, aby w trudnych chwilach jakie nastały dla Edwarda po
śmierci ojca i objęciu jego majątku, spieniężyć coś ze skarbów
fideikomisu, by mu oszczędzić szeregu lat ciężkich zmagań z
zaległymi zobowiązaniami, oraz zdobyć dla dzieci dobre wykształcenie
i nauczycielki, które uczyłyby je obcych języków. Twierdziła, że
wszystkie martwe przedmioty mogą jednego dnia przepaść w zawierusze,
tak jak to było na kresach w czasie rewolucji, a to co się włoży w
wychowanie żywego człowieka jest najcenniejsze, bo pozostaje.
Później widząc, że zanosi się na wojnę radziła mężowi, by sprzedał
kawałek ziemi i kupił niewielki domek gdzieś w górach, ale Edward
uważał, że nie może tego zrobić, ale i nie chciał, bo ziemia
przekazywana z pokolenia na pokolenia była rzeczą świętą. Na terenie
Kościelca Aniela zaczęła znowu pracować społecznie: 15 czerwca 1930
r. założyła Kółko Włościanek, którego została prezeską. Pozostała
nią aż do wojny w 1939 r. Już w pierwszym roku działalności Kółka
liczącego około 40 włościanek wygłoszono 25 referatów o treści
gospodarczej, historycznej i religijnej. Przeprowadzono kursy
robienia przetworów owocowych i gotowania, pokazy prania
maszynowego, wywabiania plam oraz szycia. Urządzano przedstawienia
amatorskie (jak np. w 1935 roku: Bolszewik w spódnicy w
reżyserii Anieli Ponińskiej) oraz letnie i zimowe zabawy między
innymi celem zdobycia środków finansowych na działalność oświatową i
kulturalną - jak np. zakup biblioteki. Dzięki staraniom o subwencje,
które przydzielił Wydział Powiatowy dwie członkinie otrzymały
stypendia naukowe w Szkole Gospodarczej w Witkowie. Kółko
propagowało hodowlę rasowych kur i kaczek, przeprowadziło
premiowanie kurników i ogródków. W dalszych latach nauczano
racjonalnego tuczu świń i hodowli drobiu oraz produkcji mleka. We
wrześniu i październiku 1933 r. zorganizowano dla dziewcząt 2
tygodniowy kurs przetwórstwa warzyw i wypieku ciast zakończony
wystawą i egzaminem premiowanym nagrodami. W 1934 r. odbył się
analogiczny kurs szycia i kroju, zakończony wystawą prac. Rok
później miał miejsce kurs dotyczący wyrobów mięsnych. W prasie
kujawskiej składano często podziękowania prezesce Anieli Ponińskiej,
która nie szczędziła sił, czasu, oraz ponosiła znaczne ofiary
materialne dla podniesienia oświaty wśród członkiń i swoich
pracownic. Tuż przed wojną 1939 r., na początku maja, zorganizowano
kurs przeciwgazowy oraz wykłady dotyczące przygotowania gospodarstw
na wypadek wojny. Wysyłano pieniądze (jedna rata: 50 zł) na Fundusz
Obrony Narodowej. Aniela należała również do Koła Ziemianek, gdzie w
1936 roku weszła w skład zarządu. Poza tym brała udział w
parafialnej Akcji Katolickiej. Organizowała rekolekcje dla ziemian.
Niosła skuteczną pomoc pielęgniarską i lekarską mieszkańcom
Kościelca i okolic. Organizowała w Ochronce kościeleckiej „choinki",
w ramach których dzieci dostawały zimowe ubrania, prezenty,
słodycze, wypieki i zabawki. 1 września 1939 r. wybuchła II Wojna
Światowa. Edward wysłał rodzinę do krewnych, do Kazimierzy Wielkiej,
a sam został w Kościelcu. Wojsko Polskie kazało Anieli natychmiast
opuścić Kazimierze i uciekać na wschód do Warszawy. Zaczęła się
ciężka wędrówka szosami wypełnionymi uciekinierami. Rodzina
zatrzymała się w Mocarzewie pod Kutnem, nie wiedząc, że dostanie się
w sam środek walk wojsk polskich i niemieckich. Ostatecznie cudem
przeżyła niezliczone naloty, oblężenie, klęskę Polaków i wkroczenie
Niemców, by w pierwszych dniach października powrócić do Kościelca.
12 października, w kilkanaście dni po powrocie rodziny do domu,
Edward został zaaresztowany i jako zakładnik osadzony w więzieniu w
Inowrocławiu, a majątek kościelecki przeszedł pod zarząd
treuhander'a, nazwiskiem Ludwig. Wynosił on z domu, co tylko się
dało. Ludziom kazał pracować w niedzielę, burzył przydrożne figury
świętych. Dzięki interwencji Anieli Ludwig odwołał swe
rozporządzenia. W nocy z 22/23 października 1939 r. pijany
starosta niemiecki Hirschfeid w okrutny sposób wymordował ok. 70
zakładników w więzieniu inowrocławskim, których skrycie zakopano w
rowie przeciwlotniczym, tuż obok więzienia. Aniela dokonywała cudów
odwagi, by dowiedzieć się o los męża, w końcu upewniła się, że
Edward nie żyje. Wtedy wraz z dziećmi zaczęła ratować własne mienie.
Zanim Gestapo objęło władzę w Inowrocławiu Ludwig ostrzegł ją, że
grozi jej oraz małoletnim dzieciom obóz, a starszym wywiezienie na
roboty do Niemiec i dał jej na ucieczkę 100 zł (!), pozwalając
zabrać mały ręczny bagaż na osobę. W pośpiechu, nocą wyjechano z
majątku. Po ciężkich przeżyciach podróży, z licznymi przesiadkami,
rodzina Ponińskich dotarła do Grębowa (pow. Tarnobrzeg), majątku
Teresy (siostry Edwarda) i Seweryna Dolańskich, którzy przygarnęli
ją na całe 6 lat niemieckiej okupacji, wraz z innymi członkami
licznej wysiedlonej też rodziny. W 1945 roku, zaraz po zakończeniu
wojny, władze PRL nakazały właścicielom - Dolańskim oraz osobom
wysiedlonym mieszkającym u nich - opuścić majątek. Aniela tułała się
wraz z dziećmi, mieszkając kolejno w Tarnobrzegu, Krakowie i
Inowrocławiu. Tam w październiku 1945 r., w czasie ekshumacji ciał
pomordowanych w więzieniu zakładników, rozpoznaje szczątki zwłok
swego męża, które po pogrzebie przewozi do krypty kościeleckiego
kościoła*. Aniela zamieszkała w Inowrocławiu licząc na znalezienie
jakiegoś modus vivendi, na znanym jej terenie. Niestety zakończyło
się to aresztowaniem córek: Ireny i Weroniki oraz jej samej. Po
wyjściu z więzienia w kwietniu 1947 r. Aniela wróciła do Krakowa, by
zająć się najmłodszym synem, Edziem. Odtąd stale walczyła z biedą, a
na skutek rozwoju nieuleczalnej choroby - gośćca, coraz bardziej
cierpiała. Opiekowała się nią jej córka Irena. W 1962 roku
przeniosła się do Warszawy do córki Anny, która z kolei wraz ze swą
siostrą Weroniką służyła jej pomocą. Teraz w Warszawie, wokół Anieli
skupiło, się życie rodziny. Przez następnych ok. 40 lat życia
zmagała się z postępującym unieruchomieniem i bólami. Ostatnie 25
lat życia spędziła na wózku inwalidzkim. Pozostała jednak zawsze
czynna: pomagała ile mogła w kuchni, szyła, cerowała, uczyła
języków, tłumaczyła książki, pisała ludziom listy. Wiele czytała.
Chcąc ulżyć tym, którzy ją obsługiwali, pomimo bólów co dzień do
końca życia robiła gimnastykę. Była nadal moralnym oparciem dla
rodziny oraz dla każdego potrzebującego. Troszczyła się o potrzeby
dzieci i wnuków, krewnych i znajomych, służyła radą licznym
odwiedzającym. Choć bóle stawów się nasilały, nie traciła nigdy
pogody ducha, ani wiary w sens cierpienia, które było dla niej darem
od kochającego Boga. Aniela swe bardzo ciężkie przejścia w życiu tak
kiedyś podsumowała: „Gdy patrzę wstecz na me życie, to najwięcej
cenie i uważam za najbardziej wartościowe te okresy, kiedy bardzo
cierpiałam."
Umarła na serce dnia 23 maja 1985 w wieku 87 lat. Za pozwoleniem
ks. prymasa kardynała Józefa Glempa, została pochowana w wolnej
niszy w grobowcu rodzinnym w podziemiach kościoła kościeleckiego,
obok swojego męża. |
* „Po sześciu latach
okupacji i wycofaniu się Niemców z Polski, zaczęto wydobywać z ziemi
pomordowanych Polaków. W Inowrocławiu dokonano ekshumacji ok. 70-ciu
szczątków tych zakładników. Komisja sądowa wezwała rodziny
pomordowanych do rozpoznania zwłok, a raczej szczątków swoich
bliskich, bo po tych sześciu latach nie było już śladu żadnego
ubrania, poza kilkoma szczątkami obuwia. Pozostały kości. miejscami
powleczone jeszcze jakby gliną. Przybywszy na miejsce, bardzo
dokładnie zaczęłam badać każdy szczegół poszczególnych szczątków
zwłok, ułożonych na brzegu odkopanego rowu. każdą osobną czaszkę
trzeba było nieraz składać, szukać śladów włosów, daremnie śladów
ubrania. Wszystkie te biedne, umęczone głowy miałam w ręku i nagle,
gdy zbliżyłam u jednej z nich szczękę do czaszki, zobaczyłam jakby
znany mi uśmiech mego męża. Znalazłam też parę włosów i kawałek
obuwia, świadczący o jego wymiarze. Zwróciłam się do sędziów
prosząc, by te zwłoki złożono do osobnej trumny, jako rozpoznane
przeze mnie. Sędziowie oczywiście się zgodzili, nie wierząc jednak
zapewne, żeby rozpoznanie osoby w tych szczątkach, było możliwe.
Zawołano jeńca, aby zwłoki złożył do trumny i oto w chwili, gdy on
podniósł tors, natrafił palcem na coś ostrego, co okazało się złotym
krzyżykiem wiszącym na srebrnym łańcuszku, wraz z medalem
sodalicyjnym! Byłam wstrząśnięta widząc tę znaną mi pamiątkę, bardzo
szczęśliwa, że mam pewność co do tego. że to jego pochowam w
grobowcu ojców. Tymczasem w Inowrocławiu urządzono pogrzeb tych
[ok.] 70-ciu hitlerowskich ofiar. Trumienki złożono
we wspólnym grobie, nie zasypując ich jednak tymczasem ziemią.
Udałam się wtedy do władz, prosząc, by mi wydano trumnę ze zwłokami
mego męża. Poprosiłam mleczarza, który woził mleko z majątku
kościeleckiego, aby wracając zabrał mnie z trumną do Kościelca. Tam
proboszcz odprawił żałobne nabożeństwo i złożyłam zwłoki mego
ukochanego męża do niszy w grobowcu pod kościołem, przygotowanej dla
nas przez niego. Małą trumienkę umieściłam obok trumny mego synka
Stasia i poleciłam zamurować. W ten sposób jedna z nisz pozostała
wolna".
W niszy tej za pozwoleniem ks. kard. Józefa Glempa w 1985 roku
pochowano Anielę Ponińską obok męża. |